Szanowni Państwo,
po moim ostatnim apelu zachęcającym do szczepienia się przeciw COVID-19 pojawiło się w internecie wiele komentarzy i e-maili z pytaniami i zarzutami. Odnosząc się do nich wyjaśniam, że zwróciłem się do mieszkańców z apelem w sprawie szczepień, ponieważ kocham życie, a jako osoba publiczna czułem się zobowiązany, aby zająć stanowisko w sprawie. Mimo, że zdaję sobie sprawę z tego, iż każdy z nas wcześniej czy później odejdzie, chciałbym aby ten moment nastąpił jak najpóźniej, wtedy kiedy nikt, nawet najlepszy lekarz nie będzie mógł już nic zrobić. Kocham ludzi, tych najbliższych, dalszych, nieznajomych i cieszę się z każdego z nimi spotkania. Kocham pracę i lubię cieszyć się jej efektami. Kocham piękno przyrody i napawam się nim każdego dnia. Kocham muzykę i chciałbym jeszcze wiele razy mieć możliwość posłuchania ulubionych dzieł muzyki poważnej, rockowej czy jazzowej. Chcę żyć również z powodów religijnych i wielu, wielu innych.
Ale widzę każdego dnia wiele tragedii, np. kiedy młoda kobieta, która podobnie jak ja chciała żyć, umiera przy porodzie, ponieważ się nie zaszczepiła. Zostawiła zrozpaczonego męża i nowo narodzone dziecko. Przeżywam, że inna młoda kobieta zostawia bez opieki dorastającego syna, a mogłaby jeszcze długo żyć, ale niestety ktoś "życzliwy" jej doradził, żeby się nie szczepić. Boli mnie, że tysiące ludzi chorych na choroby onkologiczne, kardiologiczne i inne, niestety przedwcześnie umiera, ponieważ nie ma dla nich miejsca w szpitalach. Ich łóżka szpitalne łóżka służą obecnie chorym na COVID. Mogłyby być inaczej, gdyby ci którzy tam leżą, w odpowiednim czasie się zaszczepili.
I ja i moi bliscy jesteśmy zaszczepieni przeciwko COVID-19. Szczepiliśmy się różnymi preparatami i nic złego nam się nie stało. U niektórych wystąpił stan podgorączkowy, innych bolała przez kilka dni ręka po ukłuciu igłą. Ale wszyscy żyjemy! Prawdą jest, że niektórzy, mimo zaszczepienia się, zachorowali na COVID, ale przechorowali go w domu, mając co najwyżej stan podgorączkowy. Nie znam nikogo, kto umarłby po szczepieniu.
Nie jestem lekarzem i decyzje w zakresie zdrowia podejmuję po konsultacji z moim lekarzem rodzinnym, który przez sześć lat studiował medycynę (jeden z najtrudniejszych kierunków studiów), potem odbywał praktyki lekarskie i przez kolejne lata kształcił się, aby zdobyć stopnie specjalizacji lekarskich. W sumie nazbierałoby się kilkanaście lat nauki. Lekarze, to ludzie, którzy uczą się całe życie, bo pojawiają się nowe badania naukowe, nowe leki, nowe sposoby leczenia. I ja mam z takimi ludźmi dyskutować? Byłoby mi wstyd, gdybym wygłaszał przy nich moje filozofie dot. leczenia lub skuteczności szczepionek. W dostępnej mi telewizji, wszyscy naukowcy, lekarze z tytułami profesorskimi zachęcają do szczepienia się jako najbardziej skutecznego sposobu pokonania pandemii. Apelują do sumień ludzkich i Papież Franciszek i nasi Biskupi, przywołując przy tym, bardzo słusznie, piąte przykazanie, które brzmi "Nie zabijaj" (ani innych, ani siebie). I ja mam im wszystkim powiedzieć, że ja wiem lepiej, bo na YouTube ktoś powiedział, że COVID to "ściema"?
Panie Marto, Agnieszko, Elżbieto, Panowie Krzysztofie, Jacku, Bogdanie, Pawle, i wszyscy inni znajomi i nieznajomi, nieprzekonani do tej pory do szczepionek, naprawdę chcemy dla Was dobrze! Chcemy, abyście jak najdłużej byli z nami, nikomu nie chcemy szkodzić, bo niby w jakim celu mielibyśmy to robić?
Ratujcie siebie i nie szkodźcie innym - bo do tego prawa nie macie!!!
Janusz Rosłan