Gazeta Biłgorajska: Na czym polega Pana praca?
Wojciech Michałowicz : - Ponad 25 lat jestem w zawodzie dziennikarskim. Zajmuje się głównie sportami amerykańskimi: futbolem amerykańskim, hokejem, a przede wszystkim koszykówką (w największym stopniu NBA)
G.B. : Ale nie tylko jest Pan komentatorem. Pisze Pan również reportaże, np. w MVP (miesięcznik koszykarski)
W.M. : Tak. Dziennikarstwo, w latach 80-tych, zaczęło się od dziennikarstwa pisanego, gdyż startowałem w czasach, kiedy była jedna stacja telewizyjna. Podejmując jednak studia dziennikarskie, jednocześnie ze studiami na AWF-ie, liczyłem na rozbudowanie się rynku telewizyjnego i to nastąpiło. Myślę, że w znacznym stopniu udało mi się znaleźć w medialnym świecie, poczynając od TVP, gdzieś w latach 90-tych, a następnie w mediach które pojawiały się w tym czasie takich jak TVN, czy Wizja Sport, no i wreszcie od 2003r. Canal+
G.B. : Czyli jako doświadczony dziennikarz może Pan powiedzieć coś o NBA. Czym różni się od polskiej ligi, oprócz poziomu gry oczywiście?
W.M. : Myślę, że są to bardzo różne, ale i bliskie sobie światy. NBA otworzyła się na koszykówkę globalną dobre 20 lat temu. Sam miałem okazję uczestniczyć w programie "NBA goes global" i razem z nią podróżować po całym koszykarskim świecie. Natomiast wielu graczy z parkietów NBA trafia do polskiej ligi myślę, że z korzyścią dla wszystkich. Jednak bardzo trudno jest model funkcjonowania zawodowej koszykówki w Stanach Zjednoczonych przenieść na europejskie parkiety. Aczkolwiek trzeba szukać okazji do czerpania wzorców, być otwartym i dążyć do profesjonalizmu, co nie jest takie łatwe w naszych realiach. Brakuje nam dobrych menagerów sportowych, ale dużą rolę odgrywają dziś media, które idą bardziej w kierunku PR-u, niż prawdziwego dziennikarstwa.
G.B.: Jak ocenia Pan grę naszego jedynaka w NBA - Marcina Gortata?
W.M. : Marcin jest, jakby to powiedzieć, wzorem dla przyszłych pokoleń. Chłopak, który pokazał, że można do czegoś dojść, nawet jak późno się zacznie, mając wielkie ambicje i to " I love his game". On miał również szczęście "genetyczne", bo jak wiemy urodził się w sportowej rodzinie, a na dodatek tego samego dnia co Michael Jordan, tylko 21 lat później, więc jakby był skazany na karierę w NBA.
G.B.: Zawęźmy teraz temat do bardziej lokalnego stopnia. Czy słyszał Pan coś o takim mieście jak Biłgoraj?
W.M. : Jak najbardziej. Myślę, że jest to ciekawy region pod względem turystycznym, jak również jeśli chodzi o zdrowe warunki życia, jednak nieco na uboczu wielkiej koszykówki. Dla sportu nie jest to łatwe miejsce, bo wiadomo, do tego potrzeba pieniędzy, a z tym nie jest łatwo.
G.B.: W naszym mieści koszykówka jest traktowana bardziej jako hobby i takiemu zawodnikowi z "Basketu" ciężko jest się wybić. Może mógłby Pan cos doradzić, udzielić jakichś wskazówek, aby zmotywować takiego sportowca?
W.M. : Przede wszystkim, należy bardzo dużo oglądać koszykówki. Po drugie, należy brać udział w różnych obozach koszykarskich, być bardzo aktywnym i korzystać z każdej szansy, aby nabrać doświadczenia. Trzeba szukać dla siebie okazji, nie można zamykać się w jednym miejscu. Wielu wielkich zawodników wychodziło poza swoje środowisko, dzięki czemu osiągnęli sukces. Należy dać sobie szansę. Wcale nie musze być najlepszym graczem w jednym zespole, a mimo to mogę mieć w sobie potencjał, który gdzieś da się wykorzystać, co może pomóc w przyszłości. Także namawiam do tego, aby być otwartym i inwestować w siebie. Czasami nie wymaga to nawet wielkich nakładów finansowych.
G.B.: Powiedzieliśmy o zawodnikach. To może teraz jakaś rada dla trenerów, którzy poświęcają swój wolny czas. To dzięki ich miłości do koszykówki istnieje nasz klub. (Tutaj szczególne pozdrowienia dla trenerów: Ryszarda Sawy i Łukasza Krawca oraz Sławomira Łukaszczyka, który również ma spore zasługi).
W.M.: Ja sam jestem absolwentem specjalizacji trenerskiej z koszykówki na warszawskiej AWF i wiem jak trudna jest ta praca od podstaw. Trudno jest budować drużynę. Myślę, że to jest taka grupa ludzi, która również musi mieć ten entuzjazm i go nie tracić, gdyż czasami pracuje się 20 i więcej lat, żeby jednego gracza wypuścić w świat i dać mu szansę grania. Tutaj Jurek Szambelan, jest przykładem takiego coach-a, który odszedł od tej wielkiej koszykówki ligowej, a mimo to znalazł swoje miejsce. To nie jest łatwe, bo w Polsce nie mamy takiego modelu wspierania koszykówki od podstaw, wspierania trenerów drużyn młodzieżowych. Oni często muszą liczyć tylko na swój entuzjazm, grupę graczy, którzy chcą z nimi pracować i gdzieś tam takie lokalne wsparcie, lecz czasami to jest za mało. Jest to ogromne wyzwanie dla ministerstwa sportu, ale czasami można się kierować metodami bardzo niekonwencjonalnymi, np. wysyłać różne aplikacje do klubów NBA, czy USA Basketball z różnymi sugestiami, że potrzebujemy pomocy, wsparcia. Dlaczego nie napisać projektu, który może dofinansować Unia Europejska, polegający na rozwijaniu sportu młodzieżowego, to nie muszą być tylko pomysły rozwijające gospodarkę czy infrastrukturę, tylko właśnie sportowe. Dlaczego nie?