Z inicjatywy Komitetu Upamiętniania Miejsc Pamięci Narodowej przy Parafii św.Marii Magdaleny w Biłgoraju, we współpracy z Katolickim Liceum Ogólnokształcącym im.J.P.II w Biłgoraju, Regionalnym Centrum Edukacji Zawodowej w Biłgoraju, Koła Przyjaciół Radia Maryja przy Parafii św.M.Magdaleny w Biłgoraju, Stowarzyszenia Dzieci Zamojszczyzny w Biłgoraju, zorganizowano uroczystość patriotyczno-religijną "Akcja wysiedleńcza w powiecie biłgorajskim w 1943 roku. Program uroczystości rozpoczął się prelekcją dr Doroty Skakuj na temat "Wysiedlenia w powiecie biłgorajskim w 1943 roku". Kolejnym punktem programu były wspomnienia żyjących świadków uczestników tamtych wydarzeń którzy będąc małymi dziećmi uczestniczyli w wysiedleniach. Montaż słowno-muzyczny w wykonaniu młodzieży z RCEZ doskonale uzupełniał i korespondował zarówno z prelekcją jak i wspomnieniami świadków. O wysoki poziom scenografii, scenariusza jak i samego wykonania zadbały panie, Teresa Kłosek, Krystyna Droździel, Zofia Marek i Agnieszka Wojciechowska. Z kolei uczestnicy uroczystości przeszli na plac przykościelny gdzie ks.biskup Mariusz Leszczyński dokonał poświęcenia "Tablicy pamiątkowej" natomiast jej odsłonięcia dokonała pani Katarzyna Budzyńska z Biłgoraja, która jako 15 letnia dziewczynka oczekiwała tu w 1943 roku na dalszy transport w nieznane. (foto09054) Z kolei uczestnicy uroczystości złożyli kwiaty i wieńce. W tej najprawdziwszej bo żywej lekcji historii uczestniczyła głównie młodzież, reprezentanci organizacji kombatanckich samorządowcy licznie zebrane poczty sztandarowe. Uroczystość zakończyła msza święta koncelebrowana przez ks. biskupa Mariusza Leszczyńskiego.
Wherwolf - Wilkołak, czyli plan wysiedleń
Niemiecki Generalny Plan Wschodni przewidywał utworzenie na terenach między Wisłą i Bugiem wału ochronnego oddzielającego przyszłą wielką Rzeszę Niemiecką od terenów Europy wschodniej która miała być kolonizowana w dalszej przyszłości. W tym celu przygotowano plan wysiedleń, to znaczy oczyszczania terenów z ludności polskiej i żydowskiej aby na ich miejsce osiedlać Niemców. W październiku 1942 roku Himler wyznaczył granice osiedleń Niemców w powiatach Zamość, Hrubieszów, Tomaszów i Biłgoraj. Tereny te były już oczyszczone z ludności żydowskiej. W swojej prelekcji dr Dorota Skakuj referowała " akcja wysiedleń na masową skalę dotknęła powiat biłgorajski latem 1943 roku. Niemcy z olbrzymią brutalnością wysiedlili z powiatu biłgorajskiego ponad 30 000 tysięcy ludzi, którzy wskutek tego znaleźli się w obozach przejściowych w Zwierzyńcu, Zamościu i Budzyniu oraz w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Większość z nich wywieziono na roboty przymusowe do Niemiec, nielicznych zwolniono. Wysiedleniom towarzyszyły liczne pacyfikacje i zbiorowe egzekucje. Wsie otaczano kordonem wojska i policji ze względu na obawy ataku partyzantów. We wsiach zamieszkałych przez ludność mieszaną narodowościowo - Polaków i Ukraińców - wysiedlano tylko ludność polską. W akcji wysiedleńczej ucierpiała zasadniczo tylko ludność cywilna, zwłaszcza kobiety i dzieci. Niektóre wsie były wysiedlane częściowo, inne całkowicie. Mieszkańców poszczególnych miejscowości zganiano na wybrany plac przy szkole lub kościele, łąkę, wygon, skąd pieszo lub samochodami przewożono ich do obozu przejściowego w Zwierzyńcu lub w Zamościu. Przykładowo część mieszkańców gminy Puszcza Solska i Sól pędzono pieszo lub wieziono samochodami ciężarowymi lub na furmankach do kościoła w Puszczy Solskiej skąd po pewnym czasie byli przewożeni ciężarówkami do obozu w Zwierzyńcu. Ci, którzy przeszli przez punkt zborny w Puszczy pochodzili m.in. z Biłgoraja, Majdanu, Dereźni Solskiej, Bidaczowa i Korczowa. Inni ze wsi Dąbrowica czy Sól byli pędzeni bezpośrednio przez Biłgoraj, gdzie na wywózkę czekali w kilku stodołach przy ulicy Lubelskiej. Pozostali, z Woli czy z Hedwiżyna byli wywożeni kolejką wąskotorową do Zwierzyńca. Z kolei mieszkańcy Tarnogrodu czy gminy Aleksandrów byli wywożeni z Długiego Kątu".
"Świadectwa"
Katarzyna Sarzyńska, wówczas 12 - letnia dziewczynka
"W dniu 2 lipca 1943 r. w czasie wysiedlania przez Niemców wsi razem z rodzicami i sześcioletnim bratem schowałam się do stodoły w słomę. Wieczorem wyszliśmy z ukrycia, raz po raz chowając się na byle jaki odgłos. Noc spędziliśmy w domu. Dzień 3 lipca do południa spędziliśmy wszyscy bezczynnie, w zdenerwowaniu czekając na dalszy rozwój wypadków. Nagle w południe zaczął palić się Majdan. Na nasze podwórze wpadli ukraińscy żołnierze w niemieckiej służbie SS i całą rodzinę a było nas czworo pod bronią zaprowadzili do sadu Blicharza, gdzie było już zgromadzonych kilkanaście osób. Ojca natychmiast odprowadzono na bok, sznurem związano za szyję razem z innymi chłopami. Natomiast nas SS-mani odprowadzili jakieś 100 metrów w stronę pola. Ludzie płakali modlili się prosili by darowano im życie. Wszystko na nic się nie zdało. Z tylu za nami paliła się wieś. Pijani SS-mani byli w doskonałych humorach. Po pewnym czasie rozpoczęła się egzekucja. Mężczyzn powiązanych sznurem ustawiono szeregiem i oprawcy zaczęli strzelać do bezbronnych z karabinu maszynowego. Widziałam jak mój ojciec rozkrzyżował ręce i padł na znak. Dzieci i kobiety popędzono trochę dalej i na łące rozkazano klęknąć na trawie wszystkim kobietom, dzieci zaś stały. Następnie dwóch SS-manów ukraińskich zaszło nas od tyłu. W pewnym momencie usłyszałam strzały i padłam na twarz tracąc przytomność. Odzyskałam przytomność na skutek ogromnego bólu w prawej nodze. To SS - man, dobijając ranne dzieci i kobiety, zranił mnie w nogę. Powoli podniosłam głowę i ujrzałam masę trupów, a wśród nich mojego brata i konającą matkę. Straszny ból w całym ciele paraliżował moje ruchy. Zaczęłam cicho wołać, aby mnie Niemcy nie dobili, ale nikt mnie nie słyszał. W parę minut później ku memu zdziwieniu i radości zobaczyłam, jak spośród trupów podniosły się Maria Zań i Maria Skubiś i szybko schowały się w żyto. Żyła jeszcze Agnieszka Sarzyńska, która również była ranna. Późnym wieczorem przyszli do nas Józef Gromadzki, Jan Koszarny i syn Szarzyńskiej - Michał. Wzięli nas na furmanki i wywieźli do lasu, gdzie nas ukryto. W nocy przyszedł do mnie brat Józef. Opiekował się nami aż do wtorku. Pięć dni po pacyfikacji brat widząc, że rany moje są w bardzo złym stanie, a także ponieważ zabrakło nam wody i żywności, podprowadził mnie do wsi i kazał iść. Szłam z najwyższym wysiłkiem woli, od domu do domu Prosząc ukraińskich gospodarzy o wodę i pomoc. U kresu sił dowlokłam się do domu Ukraińca Jana Psiuka, który mnie nakarmił, dał wody, prowizorycznie opatrzył rany, a następnie zaprowadził do stodoły, gdzie leżał już ranny Jan Bosak. W czwartek zawieziono nas do szpitala do Biłgoraja, gdzie doktor Stanisław Pojasek stwierdził, że miałam 11 ran"
Weronika Szalik ze Smólska wówczas 2 letnie dziecko
"Będąc małym dzieckiem jak miałam dwa latka już dobrze chodziłam. Kiedy przyjechaliśmy do obozu za druty mama cały czas trzymała mnie na rękach, a to dlatego że nagle nie mogłam chodzić bo spuchłam z głodu. Mama mi tak mówiła, że jak bym umarła to mnie położą w papierową trumnę i z wagonu przez okienko wyrzucą gdzieś do rowu. No Pan Bóg dal że jakoś przetrwałam. Wielu rzeczy nie pamiętam. Jak już przyjechaliśmy do Niemiec to z tej spuchlizny jakoś mnie wyleczyli. Umieszczono nas w budynku w którym wisiał na ścianie duży krzyż z wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa. Codziennie modliłyśmy się z mamą o powrót do domu. Pamiętam jak chowałyśmy się w takiej piwnicy pod domem. A mimo to w trakcie nalotów od wybuchów bomb i strzelania z dział ze ścian tynk sypał się na nas. Mama myślała że już będzie koniec, modliła się żarliwie odmawiając modlitwę "Kto się w opiekę odda Panu swemu". Pan Bóg wysłuchał nas bo wkrótce z tym krzyżem powróciłyśmy do Polski, do rodzinnego Smólska. (09045) Krzyż do dziś wisi w moim domu na honorowym miejscu. W dalszym ciągu modlę się do niego dziękując Bogu za to ze wysłuchał naszych modlitw i ocalił nas. Moja mama przeżyła 92 lata, krzyż był i jest naszą nadzieja i zwycięstwem".
Maciej Lis z Różańca - relacja naocznego świadka
"W czwartek dnia 18 marca 1943 r. o świcie wojsko niemieckie obstawiło Różaniec, wieś długą na 6 km, około 320 gospodarstw, sąsiednie wioski, Wola Różaniecka, Wola Obszańska, Obsza Stara, Zamch zostały również obstawione przez wojsko niemieckie. Mieszkańcy wsi początkowo nie orientowali się, o co chodzi, lecz kiedy zauważyli pożar u Ignacego Żuby natychmiast zorientowali się, że zamierzają palić wieś. Od zabudowań Żuby Ignacego zaczęli palić wieś w stronę Jamieńszczyzny, przy czym ludności polskiej nie uprzedzali, by ratowała inwentarz żywy czy też inny swój majątek ruchomy. Ludność zebrali w jedno miejsce, na "Księży ogród", nic z sobą nie pozwolili brać. Zgromadzoną ludność podzielono, kobiety z dziećmi do lat 14 osobno, mężczyzn od lat 14 do 45 osobno, od lat 45 też osobno. Następnie z tego placu zwanego "Księżym ogrodem" zaczęli wywozić samochodami do Zwierzyńca".
Wysiedlenia spotkały się z oporem polskiej ludności. Akcje zbrojne podejmowane przez polskie podziemie głównie AK (tzw. powstanie zamojskie) spowodowały znaczne zahamowanie wysiedleń polskiej ludności.