Do odmiennych wniosków doszła natomiast w lipcu 2011 roku Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W raporcie końcowym stwierdzono, że samolot był sprawny technicznie do momentu zderzenia z brzozą.
W raporcie komisji Millera stwierdzono, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, oderwania fragmentu lewego skrzydła, co doprowadziło do utraty sterowności i zderzenia z ziemią. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
Podkomisja MON doszła natomiast do wniosku, że Tu-154M w Smoleńsku został rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. Według najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był "ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową".
Oba gremia dostrzegły natomiast nieprawidłowości w pracy rosyjskich kontrolerów i w wyposażeniu lotniska.
Podkomisja Berczyńskiego oceniła, że "od samego początku zachowanie rosyjskich nawigatorów odbiegało od przyjętych standardów". Zwróciła m.in. uwagę, że choć przepisy zapewniają kontrolerom pełną autonomię działania, rozkazy wydawał im gen. Władimir Benediktow z centrum o kryptonimie "Logika" w Moskwie oraz obecny w Smoleńsku b.dowódca tej bazy płk Nikołaj Krasnokutski. "Było to oczywistym złamaniem przepisów rosyjskiego prawa lotniczego" - podała podkomisja.
Zdaniem podkomisji - zapewne z powodu silnego wiatru - Tu-154M nie podchodził do Smoleńska z prawidłowym kursem i po wydanej w nieprawidłowym momencie komendzie kontrolera został za późno wyprowadzony na kierunek pasa lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. Podkomisja stwierdza wprost, że kierownik systemu lądowania "oszukał" kapitana polskiego tupolewa "co do odległości wejścia na ścieżkę".
Także komisja Millera - na podstawie analizy korespondencji radiowej - doszła do wniosku, że kierownik strefy lądowania podawał błędne komendy załodze Tu-154M; zarówno wtedy, gdy samolot był powyżej ścieżki i obok kursu, jak i wtedy, gdy był poniżej ścieżki, kontrolerzy informowali załogę, że samolot jest na ścieżce i na kursie. Według komisji Millera załoga sama zorientowała się, że jest za wysoko i niebezpiecznie zwiększyła prędkość zniżania.
Podkomisja MON stwierdza z kolei, że "wiele wskazuje", iż "zadbano, by zdezorientować pilotów co do rzeczywistej wysokości" - nie zadziałała bliższa radiolatarnia, a alarm na radiowysokościomierzu odezwał się na innej wysokości niż był ustawiony.
W raporcie komisji Millera stwierdzono, że wpływ na katastrofę mogła mieć też sytuacja na lotnisku, w tym gęste zadrzewienie przed pasem startowym - co zasłaniało część lotniskowych przyrządów świetlnych i utrudniało prace sprzętu radiolokacyjnego. Stwierdzono także, że niesprawne były niektóre z lamp.
Ustalenia podkomisji stały się podstawą licznych komentarzy. Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił, że po prezentacji wyników badań przeprowadzonych w ciągu ostatniego roku, wiadomo "z bardzo wysokim stopniem pewności, że doszło do wybuchu". "Doszło do wybuchu, który został przeprowadzony w specjalny sposób, właśnie taki, który doprowadza do skutków, które można było dostrzec w tej katastrofie; do takiego rozpadu, do takich uszkodzeń tych, którzy byli na pokładzie samolotu, do takich efektów, które znamy od prawie siedmiu lat" - powiedział.
Rzecznik prezydenta Marek Magierowski podkreślił, że Andrzej Duda stara się nie oceniać dzisiaj tych cząstkowych wniosków czy konkluzji, które wynikają z pracy podkomisji, czy prokuratury. Dodał, że prezydent liczy przede wszystkim na dotarcie do prawdy o katastrofie, co nie jest łatwe z uwagi na zaniedbania, które popełniono siedem lat temu.
Poseł PO Marcin Kierwiński uważa, że wyniki prac podkomisji, informacje o przeprowadzonych eksperymentach i wyliczenia, powinny być udostępnione, by fachowcy mogli je dokładanie sprawdzić; natomiast "na razie to wszystko wygląda bardzo niepoważnie", a przedstawione przez podkomisję hipotezy są "sprzeczne z prawami fizyki".
Maciej Lasek, członek państwowej komisji, która w latach 2010-11 zbadała katastrofę smoleńską, oświadczył natomiast, że jest w stanie obalić wszystkie tezy, które zostały zawarte w prezentacji powołanej przez MON podkomisji.
Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny
woj/