Dziś niewielu pewnie pamięta o co dokładnie chodziło. Przypomnę. Podczas przesłuchania sejmowej komisji orlenowskiej Anna Jarucka, była asystentka Cimoszewicza zeznaje, że ten upoważnił ją do zamiany swojego oświadczenia majątkowego i usunięciu z dokumentu informacji o posiadanych akcjach Orlenu. Na dowód przekazuje oświadczenie, które - jak uznał sąd - zostało przez nią sfałszowane.
Sąd stwierdził, że w taki właśnie sposób chciała się zemścić za to, że Cimoszewicz nie załatwił dla jej męża placówki dyplomatycznej we Włoszech.
Po pięciu latach od wybuchu afery, której nie było Jarucka usłyszała wyrok półtora roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat. W zalewie tekstów o powodzi, ślamazarnej kampanii prezydenckiej i okolicznościach katastrofy pod Smoleńskiem, warto przypomnieć tę historię - szczególnie w przedwyborczym okresie. Warto, by przestrzec przed nagle pojawiającymi się rewelacjami, które media szybko podchwytują, a które później kształtują polską scenę polityczną. Warto, bo publika o nich zapomina, a aktorzy odpowiedzialność za słowo mają w poważaniu. Z jednej strony - jak w przypadku Jaruckiej - może to być chęć zemsty, z drugiej jednak - i tak jest częściej - chłodna kalkulacja. Tak było w przypadku oskarżeń Jacka Kurskiego, który w 2006 roku twierdził, że PZU finansowała kampanię wyborczą Donalda Tuska.
Oczywiście rewelacje Kurskiego się nie potwierdziły. Dziwiły i nadal dziwią mnie głosy ubolewania nad losem Cimoszewicza. Skądinąd sprawnego i merytorycznego polityka.
Przykład kłamstw Jaruckiej oraz efekt jaki wywołały pokazuje jak zasada, powszechnie usuteczniana przez polityków działa w drugą stronę, bo czy pamiętacie Państwo słowa Ziobry o Panu, przez którego już nikt nigdy więcej życia pozbawiony nie będzie i drastycznym spadku przeszczepów? Albo o tych, którzy stoją tam gdzie kiedyś i innych, którzy tam gdzie stało ZOMO?
Populizm, radykalizm i tania sensacja jest w polskiej polityce popularnym i niebezpiecznym narzędziem. Także skutecznym, bo trafia na podatny grunt.