Dzień zakończył się zwycięstwem biłgorajskiej drużyny, jednak do sukcesu prowadzała kręta droga. Tego dnia koszykarze mięli zaplanowane aż dwa wyczerpujące mecze. Najpierw zagrali z KS Kingraff z Chełma, następnie, już w finale z KS faro Camaro z Zamościa, faworytami rozgrywek. Mimo, że rozpoczynając ostatnie dwie kolejki Slam Drinkers wiedzieli, że najgorsze co może ich spotkać to drugie miejsce, walczyli o zwycięstwo. W nieco okrojonym składzie, a grało jedynie siedmiu zawodników, Biłgorajanie wygrali pierwszy mecz z drużyną z Chełma stosunkiem punktów 53-40. Wtedy do pełni szczęścia zbrakło jedynie zwycięstwa nad faworytami, drużyną z Zamościa. Był to ostatni mecz sezonu, który dla biłgorajskich koszykarzy okazał się niezwykle wymagający. Walka była wyrównana i żadna z drużyn nie mogła być pewna swojej pozycji w ostatecznym rankingu. Emocje podsycił osiągnięty w regulaminowym czasie gry wynik, był remis. Dopiero w dogrywce miał zostać wyłoniony zwycięzca. Tak też się stało. Walka trwała do samego końca, na kilkanaście sekund przed zakończeniem meczu Zamościanie prowadzili 54-52. Ostatecznie jednak zwyciężyli koszykarze z Biłgoraja, uzyskując jeden punkt przewagi nad rywalami. Punkty w tym ostatnim meczu zdobyli: Maciocha M. 2, Łubiarz G. 24 (1x3), Pyszniak S. 1, Pawlos K. 8 (2x3), Krawiec Ł. 12 (2x3), Tujak P. 8. Za swoje zwycięstwo Slam Drinkers otrzymali Puchar Prezydenta Miasta Zamość, Puchar Marszałka Województwa Lubeskiego, a także medale oraz dyplomy.
Tabela po rundzie finałowej:
1. KS "SLAM DRINKERS" Biłgoraj 8 pkt
2. KS "FARO-CAMARO" Zamość 7 pkt
3. KS "KINGRAFF" Chełm 6 pkt
4. LKS "ROZPACZ" Kalinowice 5 pkt
5. UKS "GLADIATOR" Sitaniec 4 pkt
Rozmowa z kapitanem drużyny Slam Drinkers, Sebastianem Pyszniakiem:
Gazeta Biłgorajska: - Czy zwycięstwo było dla Was dużym zaskoczeniem?
Sebastian Pyszniak: - Jadąc w sobotę do Zamościa nie spodziewaliśmy się takiego rezultatu końcowego. Możliwe, że każdy z nas marzył po cichu o zdobyciu pierwszego miejsca, ale już samo miejsce w pierwszej trójce było dla nas sporym osiągnięciem. Na dodatek jechaliśmy na mecze w bardzo okrojonym i nie do końca zdrowym składzie. Sam gdy usłyszałem ilu nas jedzie nie wierzyłem w to, że uda się coś ugrać. Gdy zobaczyłem prawie pełny skład drużyny z Chełma, już przed meczem w szatni pogratulowałem im zdobycia drugiego miejsca. Za ten brak wiary chciałem przeprosić wszystkich kolegów z drużyny. Dzięki Bogu sport to nie tylko liczby na papierze, a wyniki osiąga się poświęceniem na boisku.
GB: - Dwa mecze jednego dnia to spore obciążenie nie tylko fizyczne ale także psychiczne. Jak radziliście sobie z tak dużym stresem?
SP: - Po pierwszej połowie meczu z Chełmem, w przerwie między drugą a trzecią kwartą, kiedy na tablicy widniał niezbyt dla nas korzystny wynik 30:20 dla Chełma, Piotrek Tujak wywołał małą awanturę, padło kilka ostrych słów z różnych ust, które jak się później okazało pozwoliły nam skupić się na tym co mamy robić. Trochę wbrew logice, ale mając również na uwadze fakt, że za kilka godzin gramy drugi mecz, zwolniliśmy grę w ataku, przez co akcje były bardziej składne i mniej chaotyczne, przy tym maksymalnie skupiliśmy się na obronie. Chyba przyniosło to oczekiwany skutek skoro gracze z Chełma rzucili w dwóch ostatnich kwartach meczu tylko 10 pkt, natomiast my byliśmy w stanie wyjść na prowadzenie i kontrolować przebieg spotkania, które ostatecznie zakończyło się naszym 13-to punktowym zwycięstwem. Po meczu gracze z Chełma nie bardzo mogli uwierzyć w to, że przegrali, my zaś cieszyliśmy się z pewnego drugiego miejsca.
GB: - Niestety nie ominęły Was kontuzje zawodników, a mimo to pokonaliście wszystkich rywali.
SP: - Tak, ale przed meczem z drużyną z Zamościa mieliśmy spore wątpliwości czy wychodzić na parkiet, gdyż z siedmiu zawodników, którzy pojechali, w pierwszym meczu z Chełmem urazów doznało aż czterech zawodników. Ponieważ w przypadku walkowera najprawdopodobniej stracilibyśmy drugie miejsce stwierdziliśmy, że wychodzimy na mecz, gramy spokojnie i powoli, tak jak w meczu z Chełmem aby się nadmiernie nie obciążać. Nasza bardzo dobra gra w obronie i konsekwencja w ataku nie pozwalała drużynie z Zamościa odskoczyć na większą liczbę punktów, wynik zmieniał się raz na naszą, raz na ich korzyść, a nasza taktyka okazała się znowu skuteczna. W końcówce regulaminowego czasu gry, przy remisie po 46, mieliśmy szansę na zakończenie meczu zwycięstwem, lecz oddany w ostatnich sekundach meczu rzut Łukasza Krawca okazał się niecelny. Łukasz jednak zrehabilitował się bardzo szybko, gdyż w dogrywce trafił dwukrotnie za 3 pkt, a na niecałe 5 sekund przed końcem dogrywki, po faulu na nim, wykorzystał trzy rzuty wolne wyprowadzając nas na jednopunktowe prowadzenie. Chwilę później dobrą grą w obronie popisał się Mateusz Maciocha, który na tyle skutecznie blokował najlepszego strzelca drużyny Faro, że ten nie trafił, a mecz po dogrywce zakończył się naszą jednopunktową wygraną.
GB: - Zapewne jesteście dumni z tego niecodziennego osiągnięcia.
SP: - Zakończenie meczu wygraną naszej drużyny było nie lada niespodzianką, gdyż drużyna Faro była mistrzem tej ligi nieprzerwanie przez ostatnich kilka lat. Chciałbym podziękować wszystkim grającym kolegom za serce włożone w oba sobotnie mecze oraz w cały sezon. Myślę, że pokazaliśmy, że jako drużyna możemy zwyciężać, pomimo nie najwyższego składu. Szczególnie chciałbym wyróżnić Grzegorza Łubiarza, który był jednym z naszych najskuteczniejszych zawodników oraz wielokrotnie pokazał, że nie boi się presji ani wyniku ani drużyny przeciwnej. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie również będziemy mogli wziąć udział w rozgrywkach - oby z takim samym rezultatem.
GB: - Gratulujemy zwycięstwa i życzymy kolejnych.