W całym kraju trwa protest pracowników sądów. W niektórych miastach akcja ta utrudnia funkcjonowanie instytucji, wiele spraw zdjęto z wokand. W miniony wtorek NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądownictwa wystosował do premiera Morawieckiego list, w którym obarczono szefa rządu winą za obecną sytuację w sądownictwie i doprowadzenie do skrajnych reakcji pracowników. Związkowcy zaapelowali tym samym o natychmiastowe podjęcie dialogu i w konsekwencji wprowadzenie rozwiązań systemowych.
Chodzi przede wszystkim o niskie płace pracowników sądownictwa. Ogólnopolski protest rozpoczął się 10 grudnia. Do tej akcji postanowili przyłączyć się także pracownicy pionu urzędniczego Sądu Rejonowego w Biłgoraju, czyli urzędnicy sądowi, ale też inspektorzy, kasjerzy, specjaliści różnych kategorii, jak również pracownicy obsługi. W ramach 15-minutowej przerwy w pracy, w środowe południe, 12 grudnia, wyszli przed budynek sądu, by zwrócić uwagę na to o co walczą.
- Protest nie był do końca planowany, ale w ten sposób solidaryzujemy się z pracownikami resortu sprawiedliwości, z pracownikami innych sądów, wszyscy mamy przecież te same problemy, wszystkich nas dotyczy kwestia związana z niskim wynagradzaniem naszej pracy. Stale wzrastają wymagania odnośnie naszych obowiązków, ale nie idzie za tym wzrost płac, które od wielu lat pozostają na tym samym poziomie - mówi Iwona Chmiel-Bednarz, kierownik Oddziału Administracyjnego biłgorajskiego sądu.
Jak podkreślają pracownicy instytucji, ich zarobki po 20, 30 latach pracy oscylują w granicach 2,5 - 2,8 tys. zł netto (ze wszystkimi dodatkami). Na razie akcja nie utrudnia pracy Sądu Rejonowego. Protestujący zapowiadają jednak, że broni nie złożą i będą prowadzić akcję co najmniej do 21 grudnia.
- Zobaczymy jak to będzie dalej wyglądać. Nasze problemy nie były do tej pory dostrzegane, ta akcja to ostateczność. Chcemy tylko tego, by naszą pracę wynagradzać w godziwy sposób i docenić wysiłki - podkreśla kierownik Chmiel-Bednarz.