- Wiele lat temu pomysł upamiętnienia więzienia, które znajdowało się niegdyś w budynku na ul. Zamojskiej, jak również innych ważnych miejsc w Biłgoraju, zgłaszał były już radny Jerzy Serafin. W miarę możliwości, sukcesywnie staramy się je upamiętniać - mówi w rozmowie z portalem bilgorajska.pl burmistrz Biłgoraja Janusz Rosłan.
Pierwszym miejscem, jakie zostało w ten sposób zaznaczone na mapie miasta był plac przy BCK, gdzie znajdował się obóz przejściowy. Kolejnym krokiem jest upamiętnienie więzienia, funkcjonującego w czasie wojny przy jednej z głównych ulic Biłgoraja.
- Ja skierowałem taki wniosek, który poparł już Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej o/Biłgoraj, do komisji budżetu. Ta z kolei wyraziła opinię, aby wykonać pomnik w formie kamienia, podobny do tego jaki został ustawiony przy Biłgorajskim Centrum Kultury - dodaje burmistrz.
Na kamieniu poza niezbędnym informacjami miałyby się znajdować zdjęcia więzienia.
Na razie nie wiadomo jakie miejsce zostanie wybrane do ustawienia pamiątkowego kamienia. Problemem jest fakt, że miejsce przed byłym więzieniem jest w części terenem prywatnym, a w części stanowi pas drogowy ul. Zamojskiej. - W tej chwili zastanawiamy się wraz z komisjami nad wyborem najbardziej odpowiedniej lokalizacji - podsumowuje Janusz Rosłan.
Koszty budowy pomnika będą znane po podjęciu w tej sprawie odpowiedniej uchwały przez Radę Miasta w Biłgoraju.
A tak odbicie więźniów wspomina były prezes Armii Krajowej Koło Rejonowe w Biłgoraju kpt. Stanisław Mazur. Jego wspomnienia zostały opublikowane na łamach Tanwi z 1999 roku:
"W nocy z 28 na 29 stycznia 1945 roku oddział Armii Krajowej por. "Wira" - Konrada Bartoszewskiego, dokonał brawurowego ataku na biłgorajskie więzienie UB-NKWD i uwolnił 65 więźniów, z których większość stanowili żołnierze Armii Krajowej. Charakterystyczne jest, że przedsięwzięcie to było wspólne - "Wira" i...uwięzionych żołnierzy AK.
Pierwsze aresztowania członków AK - żołnierzy Podziemnego Państwa Polskiego w Biłgoraju, miały miejsce 9 sierpnia 1944r. W tym dniu NKWD aresztowało biłgorajską Delegaturę Rządu Polskiego i członków Korpusu Bezpieczeństwa AK.
W październiku 1944 r., okupacyjne władze sowieckie zorganizowały Urząd Bezpieczeństwa Publicznego zwany potocznie UB. Jego szefem został kpt. NKWD Mikołaj Gorynow. To on, wykorzystując uległych komunistycznej propagandzie miejscowych komunistów, realizował stalinowską politykę faktów dokonanych: ścigał, prześladował i więził wielu żołnierzy AK.
Ja także, po licznych przesłuchaniach przez funkcjonariuszy UB i samego Gorynowa, stałem się więźniem zamkniętym w celi nr l biłgorajskiego więzienia. Jednym z szesnastu osadzonych w tej celi był mój kolega Tadeusz Iwanowski - "Ney", znany w biłgorajskim środowisku działacz harcerski, a w AK - płatnik obwodu, uczestnik walk pod Osuchami. To jemu udało się nawiązać kontakt ze strażnikiem o imieniu Stasio /nazwisko nieznane/, który zgodził się doręczyć list do jego matki. Wysłany list i otrzymana odpowiedź miała dla nas wielkie znaczenie. Wkrótce każdy z naszej grupy miał łączność z domem. Po upewnieniu się, że wysyłane listy nie przechodzą przez ręce Gorynowa, siedzący z nami szef Biura Informacji i Propagandy Obwodu AK Biłgoraj - Tadeusz Gumiński ps. Mruk, Szyszka, Magnus, przekazał za pośrednictwem naszego Stasia wiadomość do Józefy Gebhardt. W liście opisał stosunki panujące w więzieniu, listę i rozmieszczenie więźniów, skład i zwyczaje strażników.
Jak się później okazało, Józefa Gebhardt uzyskane wiadomości przekazała do Komendy Obwodu AK, gdzie zapadła decyzja o naszym uwolnieniu. Na łącznika Komendy Obwodu z komendantem oddziału leśnego "Wirem" został wyznaczony Zbigniew Krynicki ps. Korab, lekarz biłgorajskiego szpitala.
W niedzielę 21 stycznia 1945r., z biłgorajskiego więzienia została wywieziona na Sybir grupa siedmiu więźniów w tym biłgorajanin - Adolf Kalczyński ps. Negus. Zaistniała obawa, że w następną niedzielę Gorynow, również nas wytransportuje, ponieważ byliśmy już po śledztwie i między nami znajdował się szef BliP Obwodu AK - "Mruk".
O zaistniałej sytuacji "Mruk" wysłał kolejny meldunek do Gebhardtowej. W odpowiedzi adresatka uspokajała nas, ale czas naglił...
26 stycznia 1945 roku, był to piątek, w wiosce Brodziaki doszło do spotkania "Wira" z "Korabem", by ostatecznie opracować plan ataku na więzienie. Datę ustalono na najbliższą niedzielę, tj.28 stycznia przed północą. W wyznaczony dzień około godz. 11°° doszło do ponownego spotkania "Koraba" z łącznikiem por. "Wira" - Cyprianem Łysiem ps. Cyprian. W trakcie tego spotkania "Korab" nie tylko scharakteryzował ogólną sytuację w mieście, ale także poinformował, że wieczorem ma się odbyć zabawa taneczna. Sugerował, że mogą w niej uczestniczyć strażnicy nie mający dyżuru w więzieniu. Dla lepszego rozeznania w terenie, obaj przespacerowali się obok więzienia, a "Korab" - ku swemu zdziwieniu - dostrzegł, że w kwaterze NKWD - sowieckiej straży pilnującej więzienia z zewnątrz, znajdującej się w budynku Łypa, naprzeciw więzienia - jest pusto. W ocenie "Cypriana" sytuacja ta oraz wcześniejsza likwidacja wież strażniczych, ułatwiała swobodne podejście pod mury więzienia. Późnym popołudniem "Cyprian" odszedł w kierunku Brodziaków, do oddziału "Wira", by przekazać dowódcy najnowsze informacje. Przypuszczam, że Gorynow mając pełne zaufanie do polskiej straży więziennej będącej stale wewnątrz więzienia, świadomie zlikwidował wieże strażnicze i wycofał sowiecką straż z obstawy zewnętrznej, by tym sposobem w oczach przechodzących tam ludzi, zakamuflować rolę, jaką to więzienie spełniało.
Było już po 22.00, gdy oddział "Wira" w składzie 24 partyzantów - żołnierzy AK, wszedł od strony Woli do miasta. Część oddziału uzbrojona w automaty i erkaem, z Franciszkiem Mielniczkiem ps. Jeż, na czele, obstawiła drogę Biłgoraj - Hedwiżyn od strony Zwierzyńca. Druga grupa obstawiła więzienie od strony miasta. Siedem osób, w tym "Wir" i "Nina", podeszło pod samą bramę. Zerwano przewody telefoniczne łączące więzienie z miastem. Wykonanie zasadniczej części zadania podjęli się ochotniczo trzej żołnierze z oddziału: por. "Orkisz" - Antoni Radzik, "Murzyn" - Ignacy Peter i "Sławek" - Sławomir Pauli. Po przystawieniu przyniesionej ze sobą drabiny, weszli na mur, przecięli druty kolczaste i po opuszczonej linie zeszli na teren więzienia. Zajęli stanowiska przyczajeni za występem muru w pobliżu drzwi wejściowych. W tym czasie przy furcie więziennej od strony ulicy "Nina" pociągnęła za linkę dźwigni dzwonka. Dopiero po trzecim sygnale usłyszeliśmy w celi, że ktoś szybko schodził z góry. Po wyjściu na zewnątrz nasz Stasio - strażnik, został rozbrojony i pod groźbą pistoletu doprowadzony do furty. Otworzył ją i oddał klucze. Na teren więzienia weszła grupa z "Wirem" na czele".