Kulminacją było zawieszenie i usunięcie oficjalnych kont Donalda Trumpa przez platformy Twitter i Facebook. Wywołało to ożywioną dyskusję na całym świecie. Niektórzy chwalili odwagę platform społecznościowych, wyrażając poparcie dla cenzurowania niektórych treści. Inni z kolei nazywali te działania skandalicznymi. W przypadku umiarkowanych komentarzy, jak chociażby ten autorstwa Angeli Merkel, sprawa została nazwana "problematyczną".
Czy media społecznościowe w Polsce prowadzą cenzurę?
Jak do tej pory w polskich warunkach nie doszło do tak głośnych afer na styku mediów społecznościowych i polityki, jak miało to miejsce niedawno w Stanach Zjednoczonych. Jednak mimo to prawicowa prasa regularnie krytykuje, czasami w dość ostrych słowach, niektóre z działań Facebooka, Twittera, a także platformy YouTube.
Chyba najgłośniejszym przypadkiem w polskich realiach było usunięcie przez Facebooka oficjalnego profilu, którego właścicielem był polityk Konfederacji, Janusz Korwin-Mikke. Jednak już wcześniej media o wektorze konserwatywnym podkreślały różne przypadki blokowania czy też usuwania określonego contentu.
Rzecz jasna mamy tutaj do czynienia z kwestią wysoce sporną i de facto zależną od ideologicznej interpretacji. Z jednej strony prawicowi publicyści używają ostrych słów, takich jak "cenzura", wskazują przy tym, że celem cenzorskich działań np. Facebooka są treści o charakterze "patriotycznym", "katolickim", "konserwatywnym" czy "anty-aborcyjnym".
Jednak już komentatorzy z obozu liberalno-lewicowego te same działania wielkich platform społecznościowych nazywają "usuwaniem szkodliwych treści promujących nacjonalizm, homofobię, mizoginię i ksenofobię".
Gdzie leży prawda w tym jakże gorącym sporze? Na szczęście tego problemu nie musimy rozstrzygać. Należy więc poprzestać na faktach, które jak do tej pory przedstawiały się następująco:
Facebook oraz Twitter rzeczywiście blokowały bądź usuwały niektóre treści o charakterze prawicowym czy skrajnie prawicowym (vide: głośna sprawa usunięcia konta Janusza Korwina-Mikkego).
Działalność dużych platform społecznościowych od dawna stanowiła przedmiot ostrej krytyki ze strony prawicowych mediów.
Tak było do tej pory. W tym momencie natomiast wiele wskazuje na to, że do powyższych faktów będzie trzeba dodać jeszcze jedno istotne zdarzenie. A mianowicie, w trakcie długiej i obszernej konferencji prasowej obecny Minister Sprawiedliwości w rządzie PiS, Zbigniew Ziobro zapowiedział podjęcie szeregu kroków, które będą miały na celu:
Kontrolę sposobu, w jaki duże platformy social media blokują lub usuwają określone treści.
Nakładanie na owe platformy wysokich kar pieniężnych.
Rzecz jasna, deklaracja ta już stała się przedmiotem ostrych sporów publicystycznych. Zajmijmy się jednak faktami.
Co dokładnie zapowiada Zbigniew Ziobro?
Pierwszą zapowiedzią Ministra Sprawiedliwości było utworzenie Rady Wolności Słowa. W czym rzecz? Otóż użytkownik, którego post został usunięty, a konto np. zablokowane, będzie mógł zgłosić ten fakt do RWS, o ile zachodzi istotne domniemanie, że blokada treści wynikała z czynników o charakterze światopoglądowym.
Po drugie, Rada Wolności Słowa będzie rozpatrywać każdy taki przypadek. Wyrok może nakazać portalowi społecznościowemu przywrócenie danej treści/odblokowanie profilu użytkownika. Jeżeli medium nie zastosuje się do tego żądania, Rada Wolności Słowa będzie mogła nałożyć karę w wysokości nawet 50 milionów złotych.
Według zapowiedzi, główną zasadą działania nowych przepisów jest sprawienie, aby duże platformy social media mogły usuwać tylko te treści, które są niezgodne z polskim prawem.
Być może sprawa faktycznie zakończy się tylko na powołaniu rady. A może też władza ma w dalszych zamiarach większą ingerencję w działanie mediów społecznościowych. Niezależnie od naszej osobistej opinii w tej sprawie, korzystając z portali społecznościowych oraz innych miejsc, gdzie podajemy nasze dane, należy dbać o odpowiedni poziom zabezpieczeń, który zapewniają chociażby dobry, darmowy VPN, program antywirusowy oraz menedżery haseł.