Sama idea jest szlachetna, ale jak wdzierają się w to statystyki, piękna akcja zaczyna mi czy m ś śmierdzieć. Bo znów mam dowód, że tak naprawdę nie liczą się ludzie, tylko statystyki, liczby, słupki, cyferki, wyniki... Pytam więc, gdzie w tym wszystkim jest człowiek? O ile uważam, że powinniśmy oddawać krew, to z kolei jestem bardzo sceptyczny co do propagandy związanej z transplantacją, w której właśnie liczą się przede wszystkim dane statystyczne. Tylko patrzeć, jak się okaże, że ci, co tak nawołują do oddawania organów, trudnią się handlem nimi. Jakoś dziwnym trafem nie mówi się tu o wartościach moralnych, o których trąbi się w każdym innym przypadku, chociażby o fakcie bezczeszczenia zwłok, a dla mnie, niestety, pobieranie narządów jest rodzajem bezczeszczenia. Tak się zastanawiam, kto na tym kręci interes i jaką kasę zarabiają na tym pośrednicy. Przecież powszechnie wiadomo, ile kosztują ludzkie organy do przeszczepów na czarnym rynku - sprzedający nerkę potrafią się nieźle urządzić na całe życie. To w przypadku żywych. Mówiąc o transplantacji narządów od osób zmarłych sprawa jest nieco prostsza, ale jednak niesie ze sobą niepotrzebny stres bliskim zmarłej osoby. Bo gdy tylko w wyniku jakiegoś wypadku służby ratownicze odnajdą w kieszeni ofiary oświadczenie, że osoba ta zgadza się na pobranie narządów - rodzina ofiary długo na ciało się nie doczeka.
Jeżeli nie doczekamy się w kwestii transplantacji znormalizowania prawa, to tylko patrzeć, jak wybuchnie kolejna afera, porównywalna do tej łódzkiej z pavulonem w tle...
Skoro już tak bardzo chcemy oddawać organy, to powinno być tutaj stworzone prawo, które skutecznie utrudniłoby zarobek pośrednikom. Sam zabieg pobierania organów powinien odbywać się w obecności rodzin dawcy i biorcy, a rodzina biorcy nie powinna nikomu za to płacić.