Ta, po sobotniej katastrofie nie będzie taka sama. Czy gorsza, czy lepsza? Zobaczymy. Dziś skupimy się na tym co dzieje się tu i teraz, bo kiedy Sejm świeci pustkami, a na ścianach wiszą portrety Świętej Pamięci parlamentarzystów, w politycznych gabinetach trwa zimna kalkulacja - czy Jarosław Kaczyński zastąpi swojego brata?
Jest wiele argumentów za taką kandydaturą. Po pierwsze to naturalny kandydat Prawa i Sprawiedliwości, szef tej partii, lider opozycyjnego ugrupowania. Po drugie to kontynuator myśli i polityki swojego tragicznie zmarłego brata. Po trzecie, część wyborów podczas przedterminowych wyborów oddając głos Kaczyńskiego pomyśli pewnie, że tym samym oddaje hołd Kaczyńskiemu.
Oczywiście pojawia się pytanie, co dalej z Prawem i Sprawiedliwością w Sejmie. Tutaj - w przypadku zwycięstwa Kaczyńskiego pojawia się też groźba sterowania partią z Krakowskiego Przedmieścia, bo drugiego takiego charyzmatycznego polityka po prawej stronie sceny politycznej ze świecą szukać.
Groźba jak najbardziej realna i po katastrofie w której zginęli najważniejsi partyjni działacze uzasadniona. A, że Prezydent zamiast prezydentem wszystkich Polaków, będzie przede wszystkim Prezydentem prawicy? Historia zna już takie przypadki.
Zimna kalkulacja trwa, bo nie można jej uniknąć… Wyborczy kalendarz jest bezlitosny. Pierwsza tura już dwudziestego marca. Do szóstego maja sztaby muszą zebrać sto tysięcy podpisów poparcia dla swojego kandydata.
Tegoroczne wybory upłyną pod znakiem starcia największych, bo problem jaki pojawił się po sobotniej tragedii jest zbyt duży, a czasu zbyt mało. Ludwik Dorn i Tomasz Nałęcz zdają sobie z tego sprawę, choć oficjalnym powodem rezygnacji z walki o Pałac, przed którym cały czas stoją znicze jest w przypadku tego pierwszego jest wielka tragedia, żałoba narodowa oraz nadzwyczajne skutki dla polskiego życia publicznego, a w przypadku drugiego chęć uniknięcia ostrych sporów i wojny polsko-polskiej, a atmosfera żałoby, te wielkie emocje mogą okazać się paliwem dla takiej wojny.
Z wyborczej walki wycofali się kandydaci, którzy i tak nie mieliby szans na drugą turę. Pozostali - Marek Jurek i Andrzej Olechowski w grze jednak zostają. Pytanie - co chcą ugrać.
Pierwszy po pierwszej turze - o ile nie wycofa się wcześniej - przekaże zapewne swoje znikome poparcie kandydatowi PiS-u, licząc, że po wyborach wszyscy, którzy są w tej kanapowej partii wrócą do łask po prawej stronie politycznej. Drugi, że znaczenia nabierze Stronnictwo Demokratyczne, które go popiera i po wyborach prezydenckich działacze zdobędą w następnych wyborach kilka miejsc w parlamencie.
Kampania już się zaczęła, będzie krótka i treściwa. Czas - a jest go mało - pokaże jak będzie przebiegać. To, co przeraża to wizja starcia polityków, który będą mieli polską flagę w kieszeni, a tragedię pod Smoleńskiem… Na ustach.